Dlaczego warto
czytać klasykę?
Z okazji
zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, dla niektórych Świąt
Przesilenia Zimowego postanowiłam poruszyć temat luźniejszy, choć
nie mniej ważny. Wiele osób wzbrania się przed sięganiem po
klasyków, tłumacząc się niechęcią do uznanych nazwisk
wyniesioną ze szkoły, obrzydzeniem do lektur. Rozumiem tę niechęć,
ale jak każda niechęć i ta nie jest warta pielęgnacji jej
okazywanej. Kiedy jesteśmy dorośli ograniczenia dzieciństwa i
młodości uświadomione przestają nas pętać. Możemy samodzielnie
dobierać swoje ścieżki czytelnicze, według własnego gustu, nie
kierując się sławą mainstreamowych pisarskich gwiazd, nagrodami
literackimi ani opiniami krytyków. Sami stajemy się dla siebie
autorytetami. Szukamy czasem metodą prób i błędów, czasem
kierując się gustem zaufanych osób.
Moje literackie
sympatie zazwyczaj opierają się na wspólnocie widzenia świata z
autorem. Dlatego poezja jest mi najbliższa, bo sama jestem poetką,
a proza którą wybieram najchętniej, nasączona musi być dużą
dozą metafizyki. Jestem wymagającą czytelniczką, nie interesuje
mnie tylko fabuła i sprawny warsztat literacki, oczekuję od książek
poruszenia duszy, skłonienia mnie do refleksji, zmuszenia do zadania
sobie wielu pytań, czasami nawet niewygodnych. Lubię skomplikowane
powieści, ale najwyżej chyba cenię krótkie formy, bo sama wiem,
jak trudno stworzyć małe, kompletne i inspirujące czytelnika
dzieło. Kiedy ktoś mnie pyta jakie książki uważam za
najbardziej wartościowe, odpowiadam - inicjacyjne. Takie, po
przeczytaniu których staję się inną, nową osobą, nie ze względu
na wstrząs, którego doświadczyłam poprzez treść, ale poprzez
wpływ tych książek na moje życie. Realny wpływ, nie chwilowe
zaczarowanie. Nie dużo jest takich książek, ale właśnie w
literaturze tzw. klasycznej można ich spotkać najwięcej. Wiecie
dlaczego? Bo te książki mówią o sprawach uniwersalnych, dotykają
najistotniejszych kwestii życia i kondycji człowieka, nie skupiają
się na szczegółach, przenoszą nas na wyższy poziom poznania. I
to nie prawda, że mało kto dziś tak pisze, wciąż jeszcze
znajdują się tego rodzaju pisarze, także w Polsce. Najbardziej
martwi mnie nie niedostępność tego typu „przemieniającej”
literatury, ale coraz mniejszy popyt na nią. Zrobiło się jakoś
miałko… kiedyś czytanie zarezerwowane dla osób wykształconych,
wymagających, świadomych, obecnie kiedy książki zeszły pod
strzechy można zauważyć dewaluację i pisarzy i czytelników.
Pierwsi traktują swój fach, jak proste rzemiosło, całkowicie
nastawieni na zysk ( wydawcy ich w tym przekonaniu utwierdzają), a
drudzy chcą książki jak tabletki - ma działać szybko, uśmierzać
ból lub wywoływać określony na ulotce efekt. Pożeracze książek,
książkoholicy nie mogą bez nich żyć, stają się dla nich
iluzją życia, które ich przerasta, z którym sobie nie radzą,
przed którym uciekają. To oczywiście nie dotyczy wszystkich
czytelników, ale zauważam coraz większą grupę „uciekinierów
od rzeczywistości” pośród osób dużo czytających. Czy to nowe
zjawisko? Nie, ale teraz przybrało niepokojące rozmiary.
Ojciec jednego z
bohaterów książki „ Smutek” C. S. Lewisa mówi: „ Czytamy
by wiedzieć, że nie jesteśmy sami” - to bardzo ważne zdanie, w
czasach kiedy tak wielu ludzi żyje w samotności, nawet tych, którzy
mają rodziny, którzy żyją pośród innych. Wrażliwość czyni
nas samotnymi, bo więcej widzimy, czujemy. Książki oddzielają nas
od świata i tłumaczą świat. To wspaniałe doświadczenie wejść
w kontakt z tą życiodajną rzeką jaką jest literatura, a klasyka
to podróż do jej źródeł. Źródeł rozległych. Sama decyzja o
płynięciu ku nim, pod prąd, jest wyzwaniem… Jako że lubię
wyzwania, a w dzieciństwie najbardziej chciałam być piratką będę
dla was pisać o wartych uwagi, moim zdaniem, pisarzach. Wspólnie
popłyńmy do źródeł!
Życzę wam naprawdę
inspirujących książek w te Święta!
Zuza Malinowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz