Dziś przedstawię poetę, którego nazwisko znacie wszyscy. Znany i lubiany, wszechstronny, wielu twarzach, artysta języka, ekscentryk i multiinstrumentalista literacki Julian Tuwim. Urodził się w 1894 roku, 13ego września w Łodzi, jego początki poetyckie przypadły na okres gimnazjalny. Wtedy to właśnie poznał swojego mentora Leopolda Staffa, 1913 roku w wakacje. Staff uważnie czytał pierwsze wierszyki młodzieńca i pierwszy „namaścił”chłopaka na poetę, potem już żadne krytyki, dąsy wydawców nie robiły wrażenia na Julianie.
Tuwim pochodził z rodziny Żydów zasymilowanych, sam wspominał, że nigdy nie znał jidisz, ani hebrajskiego, bo nikt w jego rodzinie nie posługiwał się tymi językami, w domu rozmawiano wyłącznie po polsku. Siostra poety Irena Tuwim ( znana tłumaczka, autorka słynnego przekładu „Kubusia Puchatka”) wspomina swojego brata jako wrażliwego młodzieńca przeczulonego na puncie znamienia na policzku, które wstydliwie ukrywał.
Kiedy w 1918 roku Polska odzyskała niepodległość, młodzi poeci, tacy jak Julian budowali nowy, obraz rzeczywistości. Odcinali się od dekadencji młodopolskiej, wietrzyli stare pokoje i „podpalali” staroświeckie symboliczne rekwizyty. Tuwim, student pierwszego roku prawa ( rzucił te studia po pierwszym roku), Słonimski i jeszcze kilku poetów, o mniej znanych dziś nazwiskach, początkowo stworzyli, w lokalu po wytwórni Kefiru, Kawiarnię Poetycką „Pikador”, gdzie w stylu charakterystycznym dla młodzieńców w ich wieku piętnowali wszystko to, co im się nie podobało w mieszczańskim społeczeństwie stolicy, recytowali wiersze, stworzyli satyryczny teatrzyk. Ich występy cieszyły się sporym powodzeniem, nie tyko pośród pensjonarek. Po zaledwie półtora roku nieco okrzepli w swojej bucie i przekształcili siedzibę buntowników - „Pikadora” na poważny zakątek poetów „Skamander”- w tym czasie dołączył do nich Jan Lechoń, Jarosław Iwaszkiewicz i kilku innych. Bywał tam częstym gościem Leśmian, choć nie należał oficjalnie do ich grupy. To był czas prawdziwej hossy dla młodziutkiego Tuwima, który w 1919 roku ożenił się ze swoją wielką miłością Stefanią Marchwiówną. Tuwim został okrzyknięty największym poetą młodego pokolenia, pisał, publikował, bywał, stał się swego rodzaju międzywojennym celebrytą.
Poetycki
rząd dusz, który Skamandryci sprawowali miał swoją siedzibę już
nie w starej wytwórni kefiru, ale w stylowej Kawiarni Ziemiańskiej.
Tuwim, Lechoń i Słonimski - wielka trójca tego panteonu była
niezmienna, reszta składu się zmieniała.
Tuwim
posiadał szereg ekscentrycznych pasji, zbierał książki i
leksykony lingwistyczne, kolekcjonował dziwne słowa z różnych
języków, nawet tak egzotycznych jak język maori czy pali, do końca
życia zbierał wycinki z gazet z zabawnymi, absurdalnymi wpisami,
interesowało go wszystko co dotyczy szczurów, miał na ich punkcie
bzika. Tych bzików miała zresztą mnóstwo.
„Barman
czarnoksięskich eliksirów, odrealniacz świata, umiejący zmieniać
w fantazję, nawet to co najbardziej pospolite przyziemne i płaskie”-
pisał o Tuwimie Tadeusz Boy- Żeleński.
W
1924 roku ukazała się antologia „Czary i czarty polskie oraz
wpisy czarnoksięskie” autorstwa Tuwima, był to owoc jego
demonologicznych zainteresowań. Kolejną falę sławy, ale też
społecznego oburzenia przyniósł Tuwimowi wiersz „Do prostego
człowieka”- był jak nagły, rewolucyjny zryw, jednych oburzał
innych pociągał. Tuwim lubił tematy polityczne i nie stronił od
prowokacji. Wykorzystywał też sławę jaka go otaczała. Tuwim
wydawał kolejne tomy wierszy. Sprawdzał się te w kabaretach i
teatrze, został zaproszony do współpracy przez Teatr Polski. Ale
jego dramaturgiczna przygoda nie była zbyt udana, podobnie było z
radiem. W 1935 roku został kierownikiem działu humoru Polskiego
Radia, ale brak możliwości kontaktu z publicznością, brak wiedzy
o tym jak jego słowa oddziałują bardzo go peszył i paraliżował.
Niedługo potem odszedł z Radia. W latach trzydziestych w ręce
autora „Lokomotywy” trafiło „Mein Kampf” Hitlera - podobno
przeczytawszy tę książkę Tuwim powiedział: „Z tej książki
wyjdzie kiedyś zguba świata!” Nie pierwszy raz miał rację.
W
1933 roku powstała Polska Akademia Literatury, ale nie znalazło się
w niej miejsce dla Tuwima, ani żadnego z jego skamadryckich kolegów.
Kolejne lata przedwojenne przyniosły Tuwimowi wiele przykrości
dotyczących jego żydowskiego pochodzenia. Żydzi mieli do niego
pretensje, że się na siłę spolonizował, Polacy, że prezentuje
interesy żydowskie. ( Znacie ten stan: „Dla mądrych za głupia,
a dla głupich za mądra, dla chudych za gruba, a dla grubych za
chuda...”) Nagle Tuwim i jego odwaga polityczna, bo trzeba
powiedzieć, nigdy mu jej nie brakowało, stały się przyczyną do
ataków na niego. Narastało w nim poczucie niezrumieniania i
wyobcowania. Zewsząd dawano mu do zrozumienia, że w Polsce nie ma
dla niego przyszłości.
Pierwsze
wiersze Tuwima dla dzieci ukazały się „Wiadomościach
Literackich” w 1935 roku. W tym czasie powstały też takie jego
wiersze jak „Lokomotywa” czy „Ptasie radio”, oprócz
zachwytów w środowisku katolickim znaleźli się zagorzali oponenci
jego twórczości, pisali w Dzienniku Bydgoskim, że „Słoń
Trąbalski” zagraża najmłodszym, biorąc ich w z złowróżbny
uścisk. ( Co się dziwić, ze dziś kościół bojkotuje Harry
Pottera, skoro prawie sto lat temu widział zagrożenie nawet w
słoniu?)
Czytaliście
wiersz „ w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne
zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali”? Jeśli Tuwim
myślał, że ma mało wrogów, to po publikacji tego poematu w 1937,
na pewno ich grono mocno się powiększyło. Julian był wrażliwy
na sytuację w Europie i Rosji, ten niepokój i złość znajduje
odzwierciedlenie w jego utworach z tego okresu. Wcześniejszy tom
„Bal w operze” napisany po śmierci Piłsudskiego, „Do prostego
człowieka”, „Pocałujcie mnie wszyscy w dupę” i wiele innych
szczerych, mocnych ataków na hipokryzję polityczną Polaków
zagęściły atmosferę krytyki i napastliwości wobec Tuwima. Był
Żydem, a to był czas kiedy każdy brał kamień by rzucić go w
Żyda.
5
września 1939 roku Tuwimowie wyjechali z Polski, najpierw do
Rumunii, potem do Paryża. Tam byli już Lechoń, Słonimski i
Wierzyński. Kiedy w styczniu 1940 roku Niemcy zajęli Paryż nasi
poeci zdecydowali się na dalszą ucieczkę. Tuwimowie razem z
Lechoniem udali się przez Portugalię i Hiszpanię do Rio de
Janeiro. Tam później dołączył do nich Kazimierz Wierzyński, ale
Brazylia nie była ostatnim przystankiem tej tułaczki wojennej. W
Brazylii napisał Julian Tuwim „Kwiaty polskie”, spędzili tam
dziewięć miesięcy, w których bacznie śledzili sytuację w
Europie już ogarniętej wojną. Żyli w lęku o swoich znajomych i
bliskich, tęsknili za Polską. Wreszcie udało mi się załatwić
amerykańską wizę i w maju 1941 roku popłynęli do Nowego Jorku. W
sierpniu tego samego roku dołączył do nich Lechoń. W Stanach
doświadczyli opieki ze strony mieszkających tam polskich artystów,
mimo to Tuwim nie czuł się dobrze w nowym środowisku, przeżywał
mocno pustkę amerykańskiego życia kulturalnego, pogoń za
pieniędzmi, rasizm. Jedynie prości robotnicy i rzemieślnicy,
których poznał w Ameryce budzili jego szacunek.
Kiedy
tylko Tuwim dowiedział się o holokauście wezwał amerykańskich
żydów do stworzenia funduszu pomocy dzieciom w Polsce, groza tego
co działo się w kraju, ciągle nowe doniesienia, bezsilność
sprawiały, że swój amerykański okres uważał, za straszny czas.
Bardzo przeżył informację o likwidacji gett, targały nim
rozterki. 19 kwietnia 1944 roku w uroczystościach na cześć
rocznicy powstania w warszawskim getcie stał obok burmistrza Nowego
Jorku. Tak niewiele mógł zrobić, tak niewiele pomóc, ale chciał
w ten sposób pokazać, że jest jednym z tych którzy walczyli i
zginęli. Polakiem, Żydem. W redagowanej przez jego przyjaciela
Antoniego Słonimskiego w Londynie „Nowej Polsce” Tuwim ogłosił
swój manifest „ My, Żydzi Polscy”, zadedykował go swojej
matce, która zginęła w trakcie likwidacji getta w Otwocku ( pisząc
ten manifest jeszcze tego nie wiedział). Kiedy tylko zakończyła
się wojna Tuwimowie byli już spakowani i pewni, że chcą jak
najszybciej znaleźć się w Polsce.
W
kraju witano go jak głowę państwa, jeszcze był na statku płynącym
do Gdyni, a Krajowa Rada Narodowa odznaczyła go Orderem Odrodzenia
Polski. Komuniści witali poetę jak odwiecznego obrońcę
proletariatu, proroka nowych czasów. Ale Tuwim wrócił do kraju
załamany, co prawda dostał duże mieszkanie i służbową limuzynę
do swojej dyspozycji, a także sekretarkę, ale jego psychika była
zdruzgotana. Nosił na sobie piętno wstydu, że „nie uczestniczył”
w tragedii, która się rozegrała w latach wojny. Odnowił swoje
stare sympatie literackie i kontakty. Ale czuł, że między tymi co
przeżyli a nim, zawsze będzie ściana milczenia i niezrozumienia.
Tuwim z radością przyjął propozycję by zostać dyrektorem
dramatycznym teatru Narodowego w warszawie, repertuar był wtedy
ustalany w mieszkaniu Tuwima, ale jego zamysł by wprowadzić lekki
repertuar nie podobał się wielu osobom. Jedną z najzagorzalszych
krytyczek była Maria Dąbrowska. Kiedy zrozumiał, ze to już nie
jest ten sam teatr co przed wojną sam zrezygnował ze stanowiska. W
1951 roku zrezygnował z pracy w teatrze w ogóle. A na pytanie
dlaczego odpowiedział: „ Teatr w Polsce stał się bardzo ponurym
narzędziem”.
Bardzo
ciekawym tematem, którego tu nie poruszę z uwag na waszą
cierpliwość i miejsce jest wątek znajomości Tuwima z Gałczyńskim.
Polecam prześledzić tę relację, sporo miejsca jest jej
poświęconego w książkach biograficznych o Tuwimie.
W
1947 roku Tuwimowie adoptowali córkę Ewę, mimo wcześniejszych
zapewnień, że nie chcą żadnych dzieci, szybko dali się uwieść
jej urokowi i inteligencji. Dla Tuwima pojawienie się w domu „ tej
trzeciej” jak o niej mówił, było jak przypływ dawno utraconych
sił i nadziei. Często wspominał o swojej „ukochanej córeczce.”
Tuwim
wracając do Polski był przekonany, że wraca do kraju swoich
marzeń, jego zdaniem sojusz z ZSRR był dla Polski gwarancją
stabilności. Wierzył w socjalizm. Pisał o Leninie, o pracy i
robotnikach. Czesław Miłosz w swoim „Traktacie poetyckim”
wypomina Tuwimowi, że uległ „zaczadzeniu komunizmem”. Potępiano
Tuwima za wiersze polityczne, nie tylko za granicami kraju, część
jego kolegów od pióra widziała w jego nowej twórczości
wyrachowanie albo wręcz lizusostwo wobec ówczesnej władzy.
W
1952 roku z okazji urodzin Bieruta napisał Julian Tuwim List otwarty
do Towarzysza, był to też czas kiedy Tuwim dużo tłumaczył z
rosyjskiego.
Niewiele
napisał w powojennej Polsce, wszystkie największe jego dzieła
powstały przed wojną, albo w jej trakcie. W 1949 Tuwim mocno
zaniemógł, przyczyną były wrzody żołądka.
Autor
jednej z najlepszych jego biografii ”Tuwim. Wylękniony bluźnierca”
Mariusz Urbanek pisze o ostatnim roku życia poety:
„Nie
dostał od losu szansy wytłumaczenia się z wielu słów, które
napisał w ciągu ostatnich lat życia. (...)Nie zdążył nawet
opublikować wierszy, w których wrócił Tuwim poeta. Odnaleziono je
w jego papierach dopiero po śmierci.”
Zmarł
w wieku lat 59 w pensjonacie ZAIKSu w Zakopanem, na zawał serca 27
grudnia 1953r.
Napisano
na jego temat wiele biografii, polecam: „Tuwim. Wylękniony
bluźnierca” Mariusza Urbanka, „Twarz Tuwima” Piotra
Matywieckiego i książkę autorstwa siostry poety Ireny Tuwim „Nie
umarłam z miłości”
Wiele
tematów musiałam potraktować bardzo ogólnie, ale szczerze was
zachęcam zarówno do lektury wierszy Tuwima, bywają tak różne,
perfekcyjne i piękne, jak i do zainteresowania się jego postacią.
Sitowie
Wonna
mięta nad wodą pachniała,
kołysały się kępki sitowia,
Brzask różowiał i woda wiała,
wiew sitowie i miętę owiał.
Nie wiedziałem wtedy, że te zioła
będą w wierszach słowami po latach
i że kwiaty z daleka po imieniu przywołam,
zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach.
Nie wiedziałem, że się będę tak męczył,
słów szukając dla żywego świata,
nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy,
to potem trzeba cierpieć długie lata.
Wiedziałem tylko, że w sitowiu
są prężne, wiotkie i długie włókienka,
że z nich splotę siatkę leciutką i cienką,
którą nic nie będę łowił.
Boże dobry moich lat chłopięcych,
moich jasnych świtów Boże święty!
Czy już w życiu nie będzie więcej
pachnącej nad stawem mięty?
kołysały się kępki sitowia,
Brzask różowiał i woda wiała,
wiew sitowie i miętę owiał.
Nie wiedziałem wtedy, że te zioła
będą w wierszach słowami po latach
i że kwiaty z daleka po imieniu przywołam,
zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach.
Nie wiedziałem, że się będę tak męczył,
słów szukając dla żywego świata,
nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy,
to potem trzeba cierpieć długie lata.
Wiedziałem tylko, że w sitowiu
są prężne, wiotkie i długie włókienka,
że z nich splotę siatkę leciutką i cienką,
którą nic nie będę łowił.
Boże dobry moich lat chłopięcych,
moich jasnych świtów Boże święty!
Czy już w życiu nie będzie więcej
pachnącej nad stawem mięty?
Inne
Zawsze
gdy na mnie spojrzysz
wiedz,
że jestem smutny
nie
dlatego
(dla
czegokolwiek o czym pomyśleć możesz)
ale
dla czegoś innego, dalekiego,
czym
ty się nigdy nie trwożysz...
Umrę
ci kiedyś
Oczy
mi zamkniesz
i
wtedy
swoje
smutne,
zdziwione
-bardzo
otworzysz…
Noc
Przyjdziesz
nocą. Zostaniesz do rana
I otulisz mnie lekko ramiony.
Ja ci powiem: o, moja nieznana.
Ty mi powiesz: o, mój wytęskniony.
Będziesz moja. Ustami się wpije
W wargi twoje, od nocnych róż krwawsze,
Obłąkany szał szczęścia przeżyję,
Ale umrze coś we mnie na zawsze.
Zacałuję się sobą! W pierścieni
Splot drgający zakłuje twe ciało,
I uśniemy rozkoszą zmęczeni
I niepomni, że wszystko się stało.
Obudzimy się. Ciężką nienawiść
W głuchych duszach bez słów poczujemy
Zło nam w oczach zaświeci, jak zawiść,
I jak głaz będzie smutek nasz niemy.
Ale nocą znów przyjdziesz. Do rana
Będziesz słodko mnie tulić ramiony.
Ja ci powiem: o, moja nieznana!
Ty mi powiesz: o, mój wytęskniony!
I otulisz mnie lekko ramiony.
Ja ci powiem: o, moja nieznana.
Ty mi powiesz: o, mój wytęskniony.
Będziesz moja. Ustami się wpije
W wargi twoje, od nocnych róż krwawsze,
Obłąkany szał szczęścia przeżyję,
Ale umrze coś we mnie na zawsze.
Zacałuję się sobą! W pierścieni
Splot drgający zakłuje twe ciało,
I uśniemy rozkoszą zmęczeni
I niepomni, że wszystko się stało.
Obudzimy się. Ciężką nienawiść
W głuchych duszach bez słów poczujemy
Zło nam w oczach zaświeci, jak zawiść,
I jak głaz będzie smutek nasz niemy.
Ale nocą znów przyjdziesz. Do rana
Będziesz słodko mnie tulić ramiony.
Ja ci powiem: o, moja nieznana!
Ty mi powiesz: o, mój wytęskniony!
Ty
Ty
trzymasz mnie na ziemi,
Ty wznosisz mnie do nieba,
Tyś jest mi tutaj wszystkim,
Po co aż tam iść trzeba.
O Tobie wiem jedynie.
I tylko Ciebie umiem.
Na świat machnąłem ręką:
I tak nic nie zrozumiem!
Co krok - to nowa droga,
Co myśl - to otchłań wrząca.
Ty jedna odpowiadasz,
Mówiąca czy milcząca.
Krwi słucham Twego serca,
Bijącej w białej piersi
I trwam miłością błędną
W tym życiu, pełnym śmierci.
Ty wznosisz mnie do nieba,
Tyś jest mi tutaj wszystkim,
Po co aż tam iść trzeba.
O Tobie wiem jedynie.
I tylko Ciebie umiem.
Na świat machnąłem ręką:
I tak nic nie zrozumiem!
Co krok - to nowa droga,
Co myśl - to otchłań wrząca.
Ty jedna odpowiadasz,
Mówiąca czy milcząca.
Krwi słucham Twego serca,
Bijącej w białej piersi
I trwam miłością błędną
W tym życiu, pełnym śmierci.
Erotyk
Nieszczelnie
otulona płaszczem zdziwienia
oswajasz ciszę dymem z papierosa,
a dym się w obłok niechętnie zamienia;
wieczór, jak przypinka, utkwił ci we włosach.
Wybór niepewnych podróży przede mną,
niebo i ziemia - szale obojętnych wag,
i nagle spadam w twoją ciemność
jak drapieżny ptak.
oswajasz ciszę dymem z papierosa,
a dym się w obłok niechętnie zamienia;
wieczór, jak przypinka, utkwił ci we włosach.
Wybór niepewnych podróży przede mną,
niebo i ziemia - szale obojętnych wag,
i nagle spadam w twoją ciemność
jak drapieżny ptak.
Erotyk
2
Już
się o grzechy noce proszą,
Już z wiosny znów jak z bólu krzyczę,
Nieubłaganą mnie rozkoszą
Zakuj w ramiona ratownicze!
Już z wiosny znów jak z bólu krzyczę,
Nieubłaganą mnie rozkoszą
Zakuj w ramiona ratownicze!
A
jeśli zacznę się na nowo
Wyrywać zbuntowanym ciałem,
Powiedz mi wreszcie pierwsze słowo,
Którego nigdy nie słyszałem.
Wyrywać zbuntowanym ciałem,
Powiedz mi wreszcie pierwsze słowo,
Którego nigdy nie słyszałem.
Bo
znów pogański samum wieje
W pędach, zawrotach, burzach, blaskach!
Pamiętaj: kiedy znów zdziczeję,
Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj!
W pędach, zawrotach, burzach, blaskach!
Pamiętaj: kiedy znów zdziczeję,
Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj!
Zuza Malinowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz