Czeski film - kojarzycie to określenie? Taka
właśnie jest ta książka. Nie wiadomo o co chodzi, jakby chodziło w
zasadzie o nic. Splot zabawnych zdarzeń opowiedzianych z humorem przez
narratorkę Marię Kostkę ( dotychczas Amerykankę), która
wraz z rodzicami wraca do Czech, gdzie jej ojciec ( dotychczas
profesor literatury- obecnie hrabia) odziedziczył zamek po swoich
arystokratycznych przodkach.
Początkowo ta groteska mnie śmieszyła, cały czas
czekałam na ten główny wątek, rdzeń książki, na to „coś”, ale tam nic
nie ma… akcja snuje się jak duch po zamczysku.
„Ostatnia arystokratka” wydaje się zabawna, choć w
pewnym momencie ten humor przestaje bawić i zaczyna nużyć ta
opowiastka, która liczy 250 stron. Mnie ta lektura rozczarowała, choć
lubię tematykę związaną z szlachtą, arystokracją, jestem
trochę szlacheckim snobem - ale i ta tematyka w „Ostatniej
arystokratki” mnie zawiodła.
Naprawdę nie wiem co napisać o tej książce -
zawiera ona perypetie amerykańskich Czechów w nowo odzyskanym zamku,
problemy materialne, personalne, przerost ambicji, nieszczęśliwe sploty
wypadków, a przede wszystkim autor skupia się na próbie
przywrócenia zamkowi i rodzinie dawnej świetności przy pomocy
rezolutnej pani Milady, która ma szósty zmysł marketingowy i spore
doświadczenie. Temat wydaje się ciekawy, mogę sobie wyobrazić jak
należałoby go rozbudować by stał się pociągający, mocny, by
czytało się z zapartym tchem. Tę książkę czyta się jak zbiór żartów-
niby śmieszne, ale nie fascynuje. Doczytałam do końca tylko z
przyzwoitości.
Nie polecam, nawet Czechofilom. Szkoda czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz