„Całe moje ciało to struktura tymczasowa.” ( J. Balabán "Zapytaj taty")
Jak wiecie lubię czeską literaturę. Z przyjemnością i pełna najlepszych przeczuć sięgnęłam więc po książkę Jana Balabána wydaną przez Czeskie Klimaty a przetłumaczoną przez Olgę Czernikow, wiedziałam, że to ostatnia książka tego pisarza napisana niedługo przed jego śmiercią.
Jego twórczość jest nietypowa, ponura, mocna, głęboka, nie boi się mówić wprost o tym wszystkim od czego zazwyczaj uciekamy w życiu, o śmierci, o upodleniu się ludzi, o kłamstwie.
Trudno się czyta tę powieść, przez pierwsze sto stron przedzierałam się, jak przez busz, momentami specyficzny styl autora ( dialogi, ale bez odpowiedniej interpunkcji, nieoczekiwane zmiany osoby narratora - jako zabieg celowy, mający zrelatywizować świat zewnętrzny i wewnętrzny- granice między nim) nie dawał mi szans.
Bohaterowie rozmawiają, wspominają, snują rozważania, a wszystko wydaje się jednym wielkim monologiem wewnętrznym. Ale czyim? Człowieka. Bo Katka, Hans i Emil- trójka dorosłego rodzeństwa, która staje w obliczu straty ojca mimo wszelkich różnic jakie ich dzielą wspólnie tworzą głos człowieka, Czecha. Ich opowieści osobiste i przywoływane z przeszłości losy znajomych ojca czy ich własnych, one wszystkie przywołują wiele niewygodnych pytań.
Dokąd zmierzamy? Co znaczy godnie żyć? Jak dalece można iść z życiem na kompromis by nie zgubić godności? Co jest naprawdę ważne w życiu? Czy istnieje coś nieprzemijającego?
Jan Balabán wspomina gorzkie lata komunizmu w Czechosłowacji, pisze o sprawach tragicznych, o życiowych wyborach, które musieli podejmować żyjący w tamtym czasie. Wyborach między osobistą prawdą a spokojnym życiem swojej rodziny. O tragediach konkretnych osób. Poznajemy Emila i jego rodzeństwo po śmierci ojca, kiedy jego ex przyjaciel wysyła do każdego z nich obelżywe listy, mające ukazać zmarłego jako mordercę, kolaboranta i potwora. A jaka jest prawda?
Ta książka ma w sobie dużo ziemi, czuję ją jakby ziemia przesypywała się przez jej strony, ta sama czarna i sypka ziemia, w której sadzi się kwiaty, kaktusy ( z upodobaniem hoduje jeden z bohaterów), ta sama do której trafia się na koniec w drewnianej skrzyni, tak jak Jan Nedomny- tytułowy tata. Ziemia jako symbol gruntu pod nogami i miejsce ostatecznego rozkładu. Żyjemy w świecie „struktur tymczasowych”- wszystko od naszego ciała, po akty świadomości jest przemijające, cała rzeczywistość widzialna jest skończona, przesycona przemijaniem, które w końcu ją pożera.
Oprócz egzystencjalnych rozważań, którym blisko do Ciorana, w „Zapytaj taty” znajdziemy sporo pięknych nastrojowych scen, jak choćby scena miłosna nad krawędzią tamy, czy scena w lesie, w którym rzekomo wylądowali obcy. Jan Balabán znakomicie przechodzi, między filozoficznym wewnętrznym monologiem a liryką prostej rzeczywistości.
U Balabána nie ma jednej prawdy, jest prawda zbiorowa i ma równie ulotny charakter jak ludzka pamięć. To smutna książka, trudna w lekturze. Kawał dobrej prawdziwej literatury, czuje się, że była pisana życiem, trzewiami. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz