Ujęło mnie jak
poetycko Pavel pisze : „Bądź pozdrowiona rzeko! Klękam na brzegu
w pobliżu pola kaczeńców i chcę przycisnąć swoje suche wargi do
twego chłodnego ciała. Chcę cię pocałować.” A kiedy indziej:
„ Zagrzebuję się w siano, bawię się jego łodyżkami i listkami
jak ustami kochanki. Całuję je, śmieję się i zapadam coraz
głębiej jak w kobiece łono.” On doświadcza natury, całym sobą,
pełnią zmysłów i to co pisze jest żywe, namiętne, choć tematem
jest natura, góry, pola, potoki. Nawet kiedy pisze o rybach nie
brakuje mu uwagi i czułości. Sam tą swoją czułostkowość
przypisuje ogromnemu poczuciu wolności jakiego doświadcza odkąd
jest poza szpitalem i może znowu wyruszyć w swoją podróż w
białej czapce z plecakiem ze skóry jelenia odziedziczonym po
dziadku. Jest w prozie Pavla żywy kontakt z dziedzictwem przodków,
z ziemią, ojczyzną. Jeśli w ogóle wierzę w jakiś patriotyzm, to
tylko w taki- miłość do ziemi, lasów, do miejsc dzieciństwa,
oddanie temu co nas ukształtowało, zrodziło.
Ktoś mógłby
skonstatować, że to trąci banałem i wydumanym patosem, ale u
Pavle nie ma patosu, jest dziecięcy zachwyt, ale i dorosła czasem
cierpka refleksja. Jest prostota i piękno. On wędruje wzdłuż rzek
i strumieni tak jakby wędrował do swoich własnych źródeł. A my
czytając z nim. „Jak tata przemierzał Afrykę” to lektura
lekka, ale refleksyjna, kojąca, nie jest tak mocna jak „Śmierć
pięknych saren” ale miłośnicy Oty Pavla będą zadowoleni. Ja
gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz