Ta książka to był
eksperyment, zaciekawiona recenzją postanowiłam po nią sięgnąć.
Lubię dziwne książki, sama takie piszę. Zacznę od tego, że nie
da się jej brać na serio, cała ta książka to jakiś rodzaj
żartu, krzywego uśmiechu w stronę pewnego rodzaju ludzi, albo
sposobu życia. Niezbyt udanego żartu. Nie nazwałabym tego też
surrealizmem, ani fantastyką, w zasadzie nie znam szufladki, do
której by pasowała. Nie dlatego, że jest taka niezwykła, może
nawet wprost przeciwnie. Treścią są wynurzenia kobiety, którą
dotyka zezwierzęcenie- dosłownie i w przenośni. Początkowo
czytając byłam porażona jej głupotą, raz po raz zadawałam sobie
pytanie – czy naprawdę są tak głupie kobiety? ( Ja takich nie
znam!) Ale, ponieważ autorka jest też kobietą założyłam, że
może po prostu mam w życiu szczęście i nigdy nie spotkałam
takiej bezbrzeżnej pustoty w żadnej osobie, a ona wie co pisze, bo
to temat zna.
Bohaterka bardzo
chciałaby być kimś lepszym niż jest, udowadnia to sobie na wiele
sposobów, czasami szokujących, a czasem tak żałosnych, że ręce
opadają. Nie widzę w niej ofiary męskiej części społeczeństwa,
bo żeby być ofiarą, trzeba mieć zdolność do jakiejkolwiek
refleksji, a tego nie można jej, Broń Boże, zarzucić. Miałam
przykre uczucie ubłocenia, jakiegoś coraz większego splugawienia –
jak bohaterka – im bliżej końca książki, tym bardziej czułam
niesmak do siebie, że w ogóle tracę czas na czytanie tego.
Marie Darrieussecq
pisze sprawnie, obrazowo, zabawnie, ale należę do tych czytelników,
którzy szukają pięknych opowieści, a tego zupełnie nie znalazłam
w „Świństwach”, smętna - ubarwiona seksualnymi historyjkami
opowiastka, momentami powalająca głupotą i jeszcze większa
głupotą ( motyw miłości wilkołaka i świni sprawił, że
westchnęłam ze zgrozy). Książka zupełnie bez wdzięku, mimo że
parę razy zawiało mi Vonnegutem, to nie znalazłam w niej głębi,
ani urody psychicznej bohaterów ( w „Świństwach” bohaterowie
są płascy jak stolnica) jak u autora „Kociej kołyski”.
Mężczyźni są w niej zwierzętami, którymi rządzi ich „korzeń”,
a kobiety to idiotki ozdobne interaktywne dodatki do penisów. Może
to idealizm, ale spotykam w życiu innych ludzi i w inne
człowieczeństwo wierzę.
Odradzam lekturę
tej książki- szkoda czasu. 2/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz