niedziela, 4 listopada 2018

Barbara Gowdy - „Czarodziej snów”





Barbara Gowdy jest pisarką kanadyjską, mimo to książka „Czarodziej snów” jest amerykańska na wskroś, a może ta kanadyjskość od amerykańskości nie różni się aż tak bardzo z perspektywy Polski? Angielski tytuł tej powieści to „Mister Sandman” ukazała się w Kanadzie w 1995 roku, na polski przetłumaczyły ją Marlena Justyna i Beata Gontar i w 2000 roku została wydana przez Zysk i S-ka, w serii z Kameleonem.
Akcja toczy się w latach 50 - 70 dwudziestego wieku. Poznajemy losy rodziny Canary, ojca Gordona, mamy Doris i ich córek Zojea, Marcy i tajemniczej, upośledzonej Jo. W tym stanie wiedzy zaczynamy lekturę, by z każdą stroną i rozdziałem dowiadywać się więcej i więcej o skrywanych doświadczeniach domowników. To coś w rodzaju serialu, którego podtytuł mógłby brzmieć: Seksualne sekrety państwa Canary. Życie tej rodziny kręci wokół życia seksualnego, wypieranych preferencji, ukradkowych romansów itd. Za wyjątkiem jednej osoby - małej Jo, która jest naprawdę córką swojej „siostry” Zoji, adoptowaną potajemnie, przez dziadków by uniknąć skandalu. Jo rodzi się inna - nie mówi, ale szybko czyta, wydaje się przenikać myśli członków rodziny i być jednym elementem, który ich ze sobą łączy naprawdę. Dziewczynka ma białą skórę i jasne, prawie białe włosy, oczy ukrywa pod okularami przeciwsłonecznymi, z którymi się nie rozstaje. Sama uczy się grać na pianinie i gra ze słuchu wszystko co usłyszy, jest genialnie uzdolniona muzycznie. Całymi dniami gra Bacha. Jo mieszka w szafie - znaczy spędza tam większość czasu, tam ukrywa się przed światem. Domownicy przychodzą się jej zwierzać, siadają przed szafą jak przed konfesjonałem i wyznają swoje sekrety, których w tej rodzinie nie brakuje, bowiem każdy z jej członków żyje w hipokryzji.
Postać Jo jest bardzo ciekawa, ale moim zdaniem autorka mogłaby ją rozbudować (miałam niedosyt!) , co z pewnością zrobiłoby dobrze tej książce. Byłam trochę rozczarowana, że ta mała czarodziejka tylko pod koniec książki, przez krótką chwilę, wchodzi na pierwszy plan, przez większość powieści stanowiąc tylko tło. Tytuł książki tak przykuwający uwagę i dający nadzieję, jest tylko odniesieniem do ulubionego utworu muzycznego Jo „Mr. Sandman”, dałam się mu zwieść. W tej książce jedynie mała, biała Jo jest postacią magiczną, a jeśli działa tam jakaś magia to magia prawdy i katharsis. Bo trzeba przyznać autorce, że świetnie odmalowuje postacie i ich losy, książka napisana wprawnie i łatwo się ją czyta, podoba mi się tez zakończenie narzucające skojarzenia z gracką tragedią. Nie wiem, czy nakręcono na jej podstawie film, ale momentami czułam się czytając ją jakbym widziała bardziej pikantną wersję „Cudownych lat”.
Uważam jednak, że fabuła mogłaby być bardziej urozmaicona, choć możliwe, że życie ludzi w tamtych czasach, kiedy królowała drobnomieszczańska norma, było takie ugładzone, skupione na zachowaniu pozorów przed resztą swojej społeczności.
Mam mieszane uczucia wobec tej lektury. Sami zadecydujcie, czy chcecie po nią sięgnąć.
A poniżej piosenka- motyw przewodni tej książki.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podsumowanie czytelnicze roku 2019

Zamknęłam rok 2019, przeczytałam w nim 63 książki wliczając tomy poetyckie. Wynik zadowalający choć nie wybitny.  Jest kilkanaście książ...