Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czeska literatura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czeska literatura. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 września 2018

Jan Balabán – „Zapytaj taty”





„Całe moje ciało to struktura tymczasowa.” ( J. Balabán "Zapytaj taty")


Jak wiecie lubię czeską literaturę. Z przyjemnością i pełna najlepszych przeczuć sięgnęłam więc po książkę Jana Balabána wydaną przez Czeskie Klimaty a przetłumaczoną przez Olgę Czernikow, wiedziałam, że to ostatnia książka tego pisarza napisana niedługo przed jego śmiercią.
Jego twórczość jest nietypowa, ponura, mocna, głęboka, nie boi się mówić wprost o tym wszystkim od czego zazwyczaj uciekamy w życiu, o śmierci, o upodleniu się ludzi, o kłamstwie.
Trudno się czyta tę powieść, przez pierwsze sto stron przedzierałam się, jak przez busz, momentami  specyficzny styl autora ( dialogi, ale bez odpowiedniej interpunkcji, nieoczekiwane zmiany osoby narratora - jako zabieg celowy, mający zrelatywizować świat zewnętrzny i wewnętrzny- granice między nim) nie dawał mi szans.
Bohaterowie rozmawiają, wspominają, snują rozważania, a wszystko wydaje się jednym wielkim monologiem wewnętrznym. Ale czyim? Człowieka. Bo Katka, Hans i Emil- trójka dorosłego rodzeństwa, która staje w obliczu straty ojca mimo wszelkich różnic jakie ich dzielą wspólnie tworzą głos człowieka, Czecha. Ich opowieści osobiste i przywoływane z przeszłości losy znajomych ojca czy ich własnych, one wszystkie przywołują wiele niewygodnych pytań.
Dokąd zmierzamy? Co znaczy godnie żyć? Jak dalece można iść z życiem na kompromis by nie zgubić godności? Co jest naprawdę ważne w życiu? Czy istnieje coś nieprzemijającego?

Jan Balabán wspomina gorzkie lata komunizmu w Czechosłowacji, pisze o sprawach tragicznych, o życiowych wyborach, które musieli podejmować żyjący w tamtym czasie. Wyborach między osobistą prawdą a spokojnym życiem swojej rodziny. O tragediach konkretnych osób. Poznajemy Emila i jego rodzeństwo po śmierci ojca, kiedy jego ex przyjaciel wysyła do każdego z nich obelżywe listy, mające ukazać zmarłego jako mordercę, kolaboranta i potwora. A jaka jest prawda?

Ta książka ma w sobie dużo ziemi, czuję ją jakby ziemia przesypywała się przez jej strony, ta sama czarna i sypka ziemia, w której sadzi się kwiaty, kaktusy ( z upodobaniem hoduje jeden z bohaterów), ta sama do której trafia się na koniec w drewnianej skrzyni, tak jak Jan Nedomny- tytułowy tata. Ziemia jako symbol gruntu pod nogami i miejsce ostatecznego rozkładu. Żyjemy w świecie „struktur tymczasowych”- wszystko od naszego ciała, po akty świadomości jest przemijające, cała rzeczywistość widzialna jest skończona, przesycona przemijaniem, które w końcu ją pożera.
Oprócz egzystencjalnych rozważań, którym blisko do Ciorana, w „Zapytaj taty” znajdziemy sporo pięknych nastrojowych scen, jak choćby scena miłosna nad krawędzią tamy, czy scena w lesie, w którym rzekomo wylądowali obcy. Jan Balabán znakomicie przechodzi, między filozoficznym wewnętrznym monologiem a liryką prostej rzeczywistości.
U Balabána nie ma jednej prawdy, jest prawda zbiorowa i ma równie ulotny charakter jak ludzka pamięć. To smutna książka, trudna w lekturze. Kawał dobrej prawdziwej literatury, czuje się, że była pisana życiem, trzewiami. Polecam!

środa, 15 sierpnia 2018

Radka Denemarkova - „Przyczynek do historii radości”



W ubiegłą sobotę na Plenerze Czytelniczym - będącym także czymś w rodzaju małego targu książek zakupiłam dwie książki czeskich autorów. Pierwsza z nich nosi tytuł „Przyczynek do historii radości” i właśnie skończyłam są czytać. Autorka, mimo że popularna w Czechach, nagrodzona trzykrotnie prestiżową czeską nagrodą literacką Magnesia Litera, nie była mi znana.  Sięgnęłam po „Przyczynek do historii radości” zachęcona opowieścią pani z wydawnictwa Amaltea. Moje pierwsze wrażenie było takie, że oto mam w rękach kryminał, który traktuje o jakiejś grubszej aferze. Skończywszy nie nazwałabym książki Denemarkovej kryminałem, choć grubsza afera w niej występuje.
Głównymi bohaterkami są trzy starsze panie, inteligentne, błyskotliwe, kobiety majętne i mające na koncie liczne sukcesy w dziedzinach, którymi się zajmują. Diana, Brigit i Erica są jak trzy Mojry- przędą los, zmieniają go, ratują albo skazują na śmierć. A do tego są jaskółkami. Cała książka – zwłaszcza wątek wspomnianych staruszek jest pełen analogii i wiedzy o ptakach, najróżniejszych. Bo kobiety są jak ptaki.  Te bezbronne jak wróbelki, czy jaskrawe kolibry aż po sępy żywiące się padłym mięsem.
Jaskółki mają swoją własną niezależną organizację, która ściga przestępstwa wobec kobiet, nie jest liberalna ani przekupna, każdego gwałciciela czy kogoś kto poniża kobiety czeka ten sam los. Diana, Brigit i Erica walczą za ofiary, za te które nie umieją się podnieść po tym co je spotkało. Staruszki są jak wyspecjalizowani łowcy, stosujący nietypowe metody. Z uwagi na płeć i wiek uważane za niegroźne i niesłusznie bagatelizowane. Lecą na ratunek kobietom.

„ Gdybyśmy nie poleciały, zostałyby na zawsze w żelaznej klatce. Zaczęłyby uważać to za normalny element kultury, że ptasznicy zabierają je do domów i katują. W takim przekonaniu dorastałyby ich córki i wnuczki. To zaraza. (…) Wojna dnia powszedniego. Wojna z faszystami dnia powszedniego. Rozbrajamy system.”

W drugim wątku poznajmy młodego policjanta, który jak na złość zakochuje się i trochę zmienia mu się poczucie lojalności i łatwość rozróżniania zła i dobra. Opowieść o nim i jego partnerce jest namalowana ciepło, z czułością. Wzruszyłam się nią, choć ma drugoplanowe znaczenie to nadaje smaku całej książce.
„Przyczynek do historii radości”czyta się dobrze, choć wątek policjanta jest napisany tak zawiłym wręcz momentami eksperymentalnym stylem - że nie raz czytałam zdanie kilka razy a czasami stukałam się w głowę. Przekombinowanie stylistyczne nie było potrzebne tej książce. Temat jest pasjonujący, postacie starszych pań arcyciekawe - każda z nich mogłaby mnie wiele nauczyć i przyznam, że żałuję, że nie spotkałam takich tkaczek przeznaczenia sama w swoim życiu.
Jest w tej lekturze magia, niedosłowna, ale wyczuwalna poprzez metafory ptaków, dziwny pomarańczowy dom, który żyje własnym życiem, niezwykłe umiejętności trzech pań, pojawiające się niewyjaśnione kwestie, niezamknięte furtki - co akurat bardzo sobie cenię ( lubię gdy autor zostawia miejsce dla wyobraźni czytelnika). „Przyczynek do historii radości” to bardzo dobrze napisany wiersz ( bo porusza, zachwyca, jest w nim masa emocji zamknięta w adekwatnych słowach) - prozą, na 348 stron.
Gorąco polecam!

poniedziałek, 2 lipca 2018

Evžen Boček – „ Ostatnia arystokratka”


Czeski film - kojarzycie to określenie? Taka właśnie jest ta książka. Nie wiadomo o co chodzi, jakby chodziło w zasadzie o nic. Splot zabawnych zdarzeń opowiedzianych z humorem przez narratorkę Marię Kostkę ( dotychczas Amerykankę), która wraz z rodzicami wraca do Czech, gdzie jej ojciec  ( dotychczas profesor literatury- obecnie hrabia) odziedziczył zamek po swoich arystokratycznych przodkach.
Początkowo ta groteska mnie śmieszyła, cały czas czekałam na ten główny wątek, rdzeń książki, na to „coś”, ale tam nic nie ma… akcja snuje się jak duch po zamczysku.
„Ostatnia arystokratka” wydaje się zabawna, choć w pewnym momencie ten humor przestaje bawić i zaczyna nużyć  ta opowiastka, która liczy 250 stron.  Mnie ta lektura rozczarowała, choć lubię tematykę związaną z szlachtą, arystokracją, jestem trochę szlacheckim snobem - ale i ta tematyka  w „Ostatniej arystokratki” mnie zawiodła.
Naprawdę nie wiem co napisać o tej książce - zawiera ona perypetie amerykańskich Czechów w nowo odzyskanym zamku, problemy materialne, personalne, przerost ambicji, nieszczęśliwe sploty wypadków, a przede wszystkim autor skupia się na próbie przywrócenia zamkowi i rodzinie dawnej świetności przy pomocy rezolutnej pani Milady, która ma szósty zmysł marketingowy i spore doświadczenie.  Temat wydaje się ciekawy, mogę sobie wyobrazić jak należałoby go rozbudować by stał się pociągający, mocny, by czytało się z zapartym tchem. Tę książkę czyta się jak zbiór żartów- niby śmieszne, ale nie fascynuje. Doczytałam do końca tylko z przyzwoitości.
Nie polecam, nawet Czechofilom. Szkoda czasu.

czwartek, 14 czerwca 2018

Karel Čapek – Księga Apokryfów





„Księga apokryfów” to zbiór opowiadań usytuowanych w czasie mitycznym albo po prostu dawno, dawno temu, bohaterami są Prometeusz, Archimedes, Jezus Chrystus i wielu innych znanym nam z legend i Biblii.  Tytuł książki sugeruje rozbudowany alternatywny obraz o równorzędnej wartości co sam mit, ale z jakiś powodów odsunięty lub postponowany.

Karel Čapek pisze zabawnie, pełnym ironii językiem, historie ludzkie, bo tematem są ludzie ich przywary, zwyczaje, wady. Choć może to zaskakiwać ta książka jest uniwersalna. Starczyło by tylko zmienić anturaż a treść, jak ulał, pasowałaby do sytuacji współczesnych.  Jak wielokrotnie pisałam uwielbiam czeską literaturę, prezentowany w niej dystans do życia, do swoich słabości, akceptację świata takim jaki jest. Czytając „Księgę apokryfów” raz po raz parskałam śmiechem, bowiem bohaterowie ( znani z mitologii lub opowieści biblijnych) są tam odbrązowieni, powiedziałabym nawet często mają banalne dylematy, czy idiotyczne przemyślenia, rzeczy idą innym torem niż można by się spodziewać.

To nie jest książka obrazoburcza w żaden sposób, ale jak to często u Czechów pozwala czasami spojrzeć z innej perspektywy na rzecz dobrze znaną, z przymrużeniem oka, bez pompy i powagi.
Szczególnie podobały mi się opowiadania o Jezusie. Czy przyszło by wam do głowy by zastanawiać się jak cud z rozmnożeniem chleba wpłynął na rynek piekarski? Jakie to wywołało oburzenie pośród producentów chleba? Do czego by doszło, gdyby Jezus zrobił więcej takich cudów?
Zachwyca mnie trafność obserwacji ludzkich zachowań jaką prezentuje w tych opowiadaniach Ćapek. Jest jak czujna kamera, która co jakiś czas robi zbliżenie na słowa, sytuacje, ludzi. Książka liczy zaledwie 160 stron i to w małym formacie - w sam raz na jednodniowa lekturę relaksującą, ale nie głupią!

Polecam!

czwartek, 12 kwietnia 2018

Ota Pavel " Jak tata przemierzał Afrykę"





Kolejny zbór opowiadań Oty Pavla trafił w moje ręce. Jego lektura z jednej strony podobna do pozostałych książek autora, ze względu na sposób widzenia świata i wrażliwość, a z drugiej strony przepełniona smutkiem i nostalgią, mgłą przemijania. To ostatnia książka Pavla napisana już po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego, niedługo przez jego gwałtowną śmiercią. Ten zbiór opowiadań ma smak schyłku. Autor pisze o przyrodzie, rybach, górach ( górom poświęca kilka opowiadań), pisze o strumieniach i rzekach, pisze o sobie, ale wyczułam w tym pewną rezygnację, gorycz odejścia, świadomość degradacji natury, poczucie odchodzenia świata w którym się wychowywał.
Ujęło mnie jak poetycko Pavel pisze : „Bądź pozdrowiona rzeko! Klękam na brzegu w pobliżu pola kaczeńców i chcę przycisnąć swoje suche wargi do twego chłodnego ciała. Chcę cię pocałować.” A kiedy indziej: „ Zagrzebuję się w siano, bawię się jego łodyżkami i listkami jak ustami kochanki. Całuję je, śmieję się i zapadam coraz głębiej jak w kobiece łono.” On doświadcza natury, całym sobą, pełnią zmysłów i to co pisze jest żywe, namiętne, choć tematem jest natura, góry, pola, potoki. Nawet kiedy pisze o rybach nie brakuje mu uwagi i czułości. Sam tą swoją czułostkowość przypisuje ogromnemu poczuciu wolności jakiego doświadcza odkąd jest poza szpitalem i może znowu wyruszyć w swoją podróż w białej czapce z plecakiem ze skóry jelenia odziedziczonym po dziadku. Jest w prozie Pavla żywy kontakt z dziedzictwem przodków, z ziemią, ojczyzną. Jeśli w ogóle wierzę w jakiś patriotyzm, to tylko w taki- miłość do ziemi, lasów, do miejsc dzieciństwa, oddanie temu co nas ukształtowało, zrodziło.
Ktoś mógłby skonstatować, że to trąci banałem i wydumanym patosem, ale u Pavle nie ma patosu, jest dziecięcy zachwyt, ale i dorosła czasem cierpka refleksja. Jest prostota i piękno. On wędruje wzdłuż rzek i strumieni tak jakby wędrował do swoich własnych źródeł. A my czytając z nim. „Jak tata przemierzał Afrykę” to lektura lekka, ale refleksyjna, kojąca, nie jest tak mocna jak „Śmierć pięknych saren” ale miłośnicy Oty Pavla będą zadowoleni. Ja gorąco polecam!



Ota Pavel -„Puchar od Pana Boga”



Moje kolejne spotkanie z Ota Pavlem to „Puchar od Pana Boga”- zbiór opowiadań, o sportowcach, albo ludziach związanych ze sportem. Jak w „Śmierci pięknych saren” wrażliwość autora wybija się na pierwszy plan. Od razu zaznaczę, że nie interesuję się sportem i nigdy nie należałam, do fanklubu żadnego sportowca, czy to realnie, czy metaforycznie. A jednak czytałam tę książkę z przyjemnością, pisane z pasją i pełnym troski pochyleniem nad ludzkim losem opowieści są w istocie historiami o życiu, o jego sensie, o odchodzeniu. Pavel pisze lekko, z serca, wzrusza i bawi.

Znajdziecie tam historie znanych czeskich piłkarzy, hokeistów, kolarzy, a nawet opowiastkę fantastyczną ulokowaną w dalekiej przyszłości – Ota Pavel świetnie radzi sobie w każdych realiach. To nie są żadne biografie, bliżej im do baśni o współczesnych bohaterach, jakimi są sportowcy, ale pomyli się ten kto będzie spodziewać się apoteozy czy pomnika ku czci. Opisywane postacie są ludzkie, więc nie zawsze postępują etycznie, ulegają lękom, są słabe, czasami się poddają, są zagubione…

To chyba najbardziej ujęło mnie w „Pucharze od Pana Boga”- bohaterowie wydają się być transpozycją cech autora, wybrani przez niego, nie przypadkowo. Jak on sam ulegają uprzedzeniom, zwodzi ich popularność, wierzą w raj dla piłkarzy...
Jak poprzednio jestem oczarowana tą książką i polecam ją wszystkim, także tym, którzy jak ja nigdy nie interesowali się sportem. Tematyka w tych opowiadaniach jest jak to u Pavla jedynie pretekstem do rozmów o życiu, człowieczeństwie.



Ota Pavel - "Śmierć pięknych saren. Jak spotkałem się z rybami."




Zakochałam się. Może znacie to uczucie, kiedy jakaś książka przemawia wprost do waszej duszy i porusza najczulsze struny? Tak właśnie zareagowałam na prozę Pavela, nie tylko na to jak pisze i o czym pisze, może przede wszystkim na niego, jego sposób widzenia świata, podejście do życia, wspaniałe poczucie humoru. O tej książce pisano już wiele. Dałam się na nią złapać jak wygłodzona ryba na haczyk, choć na biurku mam stos książek czekających na swoją kolej. I nigdy nie przyszło by mi na myśl, że mogę z taką pasją czytać o wędkowaniu, bo ten temat w obu sporych opowieściach ( książka składa się z dwóch części) wydaje się być bardzo ważny. Znalazłam tam wiele innych tematów- wojnę, Czechy- o których mało wiem, a wreszcie opowiadania o ludziach, tych najbliższych Pavelowi ( tatusiu, braciach, mamie, znajomych i nie znajomych), zwierzętach- dzikich i oswojonych.
Jestem zbieraczem pięknych opowieści i każdy tak wprawny gawędziarz jak Pavel może mnie uwieść. Mocno przeżyłam tę książkę i choć czytałam ją na czytniku, od razu po skończeniu kupiłam ją przez internet, by móc wielokrotnie do niej wracać, by była ze mną przez lata. Kupiłam jeszcze dwie inne książki Pavela, bo jestem pewna, że o czymkolwiek by nie opowiadał, ja chcę tego słuchać. Sama postać autora jest piękna i tragiczna, z pochodzenia Żyd- przede wojną nosił nazwisko Popper – miał zaledwie dziewięć lat, kiedy rozpoczęła się wojna. Został z mamą na czeskiej prowincji, a jego ojciec i bracia trafili do obozów koncentracyjnych.
Ale nie łudźmy się, koszmar wojny dotknął i jego, opisuje to w „Śmierci pięknych saren” w sposób którym mnie ujął - bez użalania się nad sobą, bez obwiniania kogokolwiek, z łagodnością zaprawioną smutkiem, z dystansem do siebie. Obie opowieści są efektem terapii, to psycholog polecił Pavlowi spisać wspomnienia dzieciństwa i młodości, kiedy ten przebywał w szpitalu psychiatrycznym. Można znaleźć o tym wzmiankę w epilogu. Był sprawozdawcą sportowym i dziennikarzem. Zmarł w wieku 43 lat, zbyt wcześnie by wiele napisać, nad czym boleję. Mam zamiar w najbliższym czasie przeczytać jego dwie książki „ Jak tata przemierzył Afrykę” ( wydaną po jego śmierci) i „Bajka o Raszce”.
Gorąco polecam tę książkę wszystkim wrażliwcom i miłośnikom natury, no i wędkarzom!

10/10

Podsumowanie czytelnicze roku 2019

Zamknęłam rok 2019, przeczytałam w nim 63 książki wliczając tomy poetyckie. Wynik zadowalający choć nie wybitny.  Jest kilkanaście książ...