piątek, 8 lutego 2019

"Wyprawa na wschód" nie tylko Hermana Hessego



Ponieważ głosowanie nie wyłoniło żadnej książki, bo każdy z kilku głosujących miał odmienne zdanie, sama zdecydowałam napisać słów kilka o "Wyprawie na wschód".

Książka Hermana Hessego o tym tytule to niewielka broszurka, ale nie ma to znaczenia, wobec faktu, że uważana jest za jedną z najlepszych dzieł tego autora. Postanowiłam w tym poście napisać nie tyle o samej treści książki, co fenomenie, o którym traktuje.
Czym bowiem jest mistyczna wyprawa na wschód? Nie chodzi tu o kierunek, ani o eksplorację nieznanych, egzotycznych krain, wyprawa na wschód to wyprawa do wnętrza siebie. W tym sensie właśnie opisuje Hesse tajemne Bractwo, dążące do głębokiego samopoznania i realizacji, gdyby nie masoński anturaż skojarzenie z buddyjską praktyką byłoby całkiem na rzeczy.
Nasz bohater przywołuje w pamięci odbytą wiele lat wcześniej, w swojej młodości, zadziwiająca wyprawę do świątyni na wschodzie (do której grupa duchowych wędrowców zresztą wcale nie doszła) próby jakim  byli poddawani, święta, rytuały, cuda.
Jako żywo kojarzy mi się to z inną książką, którą przeczytałam ostatnio - "Podróż do Lhasy" A. David- Neel. Mimo, że autorka przemierza autentyczne bezdroża Dachu Świata i dociera do miejsc, w których nigdy nie stał żaden Europejczyk, mimo najprzeróżniejszych przygód jej wyprawa ma wymiar duchowy. W głębi serca czuje się buddystką, ba nawet Tybetanką, jej droga do serca Tybetu jest w istocie droga do wewnętrznego domu. Wyprawa młodych adeptów Bractwa opisana przez Hessego pomimo podobieństw zasadniczo różni się od podróży francuskiej orientalistki.
Młodzi wędrujący po wsiach, lasach i polach, doświadczający bachicznych, pogańskich rytuałów są sterowani przez swoich zwierzchników, w zakamuflowany sposób, by ulegli złudzeniu, że sami decydują o swojej drodze.  Aleksandra wędruje tam gdzie chce. Nic nie może stanąć jej na drodze, wymyka się rozbójnikom i żołnierzom, nie rzadko za cenę nadrabiania wielu kilometrów, albo przejścia przez surowe, groźne tereny. Co ciekawsze czytając biografię podróżniczki natknęłam się na informację, że w młodości fascynowała się okultyzmem i sama należała do Towarzystwa Teozoficznego. I mimo, że prezentowała typ człowieka zdeterminowanego, który w takiej hermetycznej społeczności mógłby odnieść wielki sukces ( niektórzy porównywali jej charyzmę do charyzmy Bławatskiej) nie zrobiła tego, wycofała się w przekonaniu, że nie interesuje ją pogoń za iluzjami. W tym sensie zwyciężyła.
Bohater Hessego, który po latach odnajduje ponownie Bractwo też musi przejść próbę, podobnie jak Aleksandra na najwyżej położonym płaskowyżu, tak i on musi pokonać sam siebie, swoje wyobrażenia o sobie, pseudo tożsamość - którą sam sobie nadał lub nadali mu ją inni. Aby zwyciężyć, musi niejako wrócić do korzeni, do prawdy, która bywa przykra i niewygodna. Dowiadujemy się, jak dalece inne siły, czy to rodzina, społeczeństwo, ( w tym przypadku Bractwo) nami sterują. Szymborska napisała kiedyś:
"Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono" - ten cytat idealnie pasuje jako motto zarówno "Podróży na wschód" Hessego jak i "Podróży do Lhasy" David- Neel. A sama metafora wędrówki odnosi nas do prawy o wewnętrznym rozwoju, o drodze do samozrozumienia. I o tym właśnie są obie te książki.

"Podróż na wschód" - Herman Hesse
"Podróż do Lhasy" - A. David- Neel


Polecam obie książki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podsumowanie czytelnicze roku 2019

Zamknęłam rok 2019, przeczytałam w nim 63 książki wliczając tomy poetyckie. Wynik zadowalający choć nie wybitny.  Jest kilkanaście książ...