piątek, 15 czerwca 2018

Gabriel Garcia Marquez – „Nie wygłoszę tu mowy”



Książka „Nie wygłoszę tu mowy” to zbiór wybranych przemówień wygłoszonych przez pisarza od 1944 roku do 2007, wybór został dokonany przez wydawcę za zgodą autora i przy jego współudziale.  Początkowo obawiałam się tej lektury, ale nie słusznie, bo są tacy pisarze, którzy cokolwiek by napisali, czy powiedzieli ja jestem na to otwarta. Należy do nich Marquez. Znajdziemy tu najróżniejsze przemówienia, od tych akademickich, szkolnych, przez oficjalne państwowe, czy noblowskie aż po prywatne. Właśnie te prywatne urzekły mnie najbardziej. Marquez w jednym z nich, zaledwie kilka dni po śmierci Cortazara wspomina argentyńskiego pisarza, jak to on  ma w zwyczaju, dzieli się wspomnieniami, pięknymi, poruszającymi, które mnie same zwróciły ku Cortazarowi i z pewnością za kilka książek sięgnę ponownie po jego dzieła. Rysuje nam Cortazara jakiego nie znamy, muzyka, artystę, trochę szaleńca i outsidera.

 Autor „Sto lat samotności” porusza w przemówieniach wiele istotnych tematów, od zagrożeń nuklearnych po sytuację polityczną i kulturalną jego ojczystej Kolumbii, snuje refleksje nad kondycją dziennikarstwa i języka hiszpańskiego. Znajdziemy w tej książeczce wiele przemyśleń, własnych wizji i cytatów, które inspirują pisarza. Dla mnie ta niepozorna pozycja jest obrazem Marqueza jako człowieka, pełnego pasji, wesołego, dostrzegającego bolączki i nie mającego żadnych oporów by nazywać rzeczy po imieniu. Serdecznie mnie zruszyła i ubawiła jednocześnie, mowa na siedemdziesiąte urodziny jego przyjaciela Alvaro. Znajdujemy tam obraz pisarza jako kawalarza, frenetycznego twórcy, którzy nie tylko wyraża się w pisaniu, ale kreuje całym życiem. Słowa frenetyczny Marquez nadużywa w przemówieniach i niezmiernie mi to pasuje do jego obrazu.
W ostatnim opublikowanym w „Nie wygłoszę tu mowy” przemówieniu pisarz wspomina czas kiedy powstawało „Sto lat samotności”, ciężkie warunki w jakich wtedy żyła jego rodzina.  Nie tak dawno na początku tego roku czytałam obszerną biografię Vonnegouta i teraz przy lekturze Marqueza przypomniały mi się Vonnegutowe opowieści o nędzy w której żyli, czasami jedynie na łasce przyjaciół i rodziny. I pomyślałam o współczesnym przemyśle książkowym, autorach wydających kilka książek rocznie i ogarnęła mnie melancholia…

Marquez jedną z mów, skierowaną na I Kongresie Języka Hiszpańskiego w 1997 r w Meksyku nazwał: „Butelka rzucona w morze dla boga słów”, pisze:
„Nigdy (…) potęga słów nie była tak wielka jak dziś. Ludzkość wkroczy w trzecie tysiąclecie pod berłem słowa. To nieprawda, że obrazy zastąpią słowa. Wręcz przeciwnie, dodadzą im mocy: nigdy dotąd nie było na świecie tylu słów o tak wielkim zasięgu, władzy i woli jak w potężnej wieży Babel naszych czasów. Słów wymyślonych, umęczonych czy uświęconych przez prasę, książki jednorazowego użytku, plakaty reklamowe, słów mówionych, śpiewanych, wypowiadanych w radiu, telewizji, kinie, przez telefon i megafony: słów wykrzyczanych grubym pędzlem na ścianach ulic czy wyszeptanych na ucho w półmrokach miłości. Milczenie całkowicie przegrywa.”

Zatem zachęcam do czytania „Nie wygłoszę tu mowy”- w myśl powyższego cytatu, zobaczcie co Marquez ma do powiedzenia! Uczcijmy Boga Słów ( podobno był taki bóg u starożytnych Majów).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podsumowanie czytelnicze roku 2019

Zamknęłam rok 2019, przeczytałam w nim 63 książki wliczając tomy poetyckie. Wynik zadowalający choć nie wybitny.  Jest kilkanaście książ...