czwartek, 28 czerwca 2018

Madeleine Miller - „Kirke”





Dawno nie czytałam tak soczystej i pięknej książki, chyba ostatnio tak weszłam z butami w świat „Egipcjanina Sinuhe”. Od lat interesuję się mitologiami, lubię też baśnie i muszę się przyznać, że postacie Kirke i Medei to moje ulubienice w mitologii greckiej. Miałam więc wysokie oczekiwania wobec powieści Madeleine Miller. W przedsłowiu dowiedziałam się że autorka jest filologiem klasycznym i miłośniczką mitologii antycznych i już na początku poczułam się w dobrych rekach. Nie zawiodłam się. Postacie, znane z Odysei, czy z Hezjoda nabierają tam wyraźnego kształtu. Bogata, ciekawa postać głównej bohaterki, tytanki - córki Heliosa, nimfy pozornie pozbawionej mocy, prowadzi nas przez wiele opowieści. 

Historia rozwija się  a wraz z nią zmienia się i dojrzewa główna bohaterka.  Niby wszystko znane, ale podane pięknym, żywym językiem. Bogowie, tytani, fatum nie do przekroczenia. Miller pokazuje nam nowe oblicza znanych bohaterów takich jak Prometeusz, czy Odyseusz, Ajetes, Medea. Podoba mi się także jak rysuje postacie drugoplanowe w opowieściach mitycznych, sama główna bohaterka ma taki status w zbiorach mitologii.  U Miller to one właśnie są najważniejsze.
Powieść stanowi ciekawe, głębokie ( pełne psychologicznych przemyśleń, momentami nawet filozoficznych) nad ludzkim istnieniem, nad istotą przemiany i losem. Pokazuje nam inne ujęcia tych samych starożytnych historii, ożywia uczuciami i uautentycznia dylematami, refleksjami.

Kirke, samotna na swojej wyspie, skazana przez gremium bogów na wygnanie,  ma całe wieki by snuć swoje rozmyślania. „Poprzez praktykę i staranność, pielęgnując umiejętności niczym ogród, aż zajaśnieją w blasku dnia. Ale są bogowie zrodzeni z ichoru i nektaru i doskonałość wprost tryska z ich palców.” Choć urodzona jako córka Heliosa, Kirke wiedzie żywot jak śmiertelniczka, w świecie ludzi. 
Wbrew pozorom to nie jest książka wyłącznie o bogach i herosach. Ona jest metaforą, trafną metaforą i ja sama znalazłam w głównej bohaterce siebie. Kiedy bliżej się przyjrzałam wiele cech   bohaterów dostrzegłam w ludziach mnie otaczających.  Nie wiem, czy każdy zobaczy to w tej książce, można ją z pewnością odbierać na wiele sposobów i na różnych poziomach.  To dla mnie wyznacznik dobrej literatury. To prawdziwa sztuka stworzyć powieść wielowymiarowa, Madeleine Miller się to udało.
Będę do niej wracała nie raz, idealna książka na urlop i na resztę życia.
Gorąco polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podsumowanie czytelnicze roku 2019

Zamknęłam rok 2019, przeczytałam w nim 63 książki wliczając tomy poetyckie. Wynik zadowalający choć nie wybitny.  Jest kilkanaście książ...