czwartek, 26 października 2017

Walt Whitman


Wierzę, iż źdźbło trawy nie mniej znaczy niż rzemiosło gwiazd,
A mrówka jest równie doskonała i ziarnko piasku i jajko strzyżyka, (…)
A krowa, żująca z pochylonym łbem, przewyższa każdy pomnik,

A mysz jest cudem wystarczającym, by wstrząsnąć sekstylionem niewiernych. (…)”


Walt Whitman - pierwszy amerykański poeta, jak mówił sam o sobie. Urodzony w 1819 roku na Long Island, które wtedy wyglądało zupełnie inaczej niż dziś. Wychowany w otoczeniu natury dużo uwagi poświęca jej w swojej twórczości, jest zwolennikiem wolności ducha, naturalności i jako pierwszy głosi ideę wolnej miłości, podchwyconej sto lat po nim przez Dzieci Kwiaty. Był samoukiem, dużo czytał, fascynował się klasyką literatury europejskiej. Pracował od młodych lat i próbował pisać, swój pierwszy tomik wydał w 1855 roku za własne pieniądze i sam o nim napisał trzy entuzjastyczne recenzje podszywając się pod inne osoby. Tomikiem tym było „Źdźbło trawy”, które przyniosło mu ponad sto lat później sławę „poety wolnych ludzi”. Tomik został przyjęty pozytywnie, ale anegdota, mówi o tym, że Whitman napisał sam o sobie recenzję i podpisał ją nazwiskiem znanego w owym czasie poety Ralpha Walda Emersona ( pamiętacie, rozczytywała się w jego wierszach Emily Dickinson). Kiedy Emerson się o tym dowiedział od razu postanowił przeczytać wiersze Whitmana ( szacunek za dystans do siebie!), a kiedy przeczytał bardzo mu się spodobały i napisał list do ich autora. Czy wyobrażacie sobie co musiał czuć wtedy Whitman? Najpierw zapewne konsternację, a potem zachwyt! Pochwała od Emersona dużo znaczyła i na pewno dodała mu skrzydeł. Jak na swoje czasy Whitman był poetą wyzwolonym, otwarcie przyznającym się do swojego homoseksualizmu, promującym życie w osobistym naturalnym rytmie, wracał do pierwotnych wizji człowieka jako części natury. Pod tym względem może być uważany za jednego z ojców głębokiej ekologii. Już od lat czterdziestych dziewiętnastego wieku Whitman pisał oprócz wierszy także opowiadania. Fascynowała go postać Lincolna, którego znał osobiście, jeden z jego najsłynniejszych wierszy „Kapitanie, mój kapitanie...” ( tak, ten który znacie ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”) jest dedykowany właśnie Lincolnowi. Był piewcą demokracji amerykańskiej, czuł się patriotą i dużo swoich rozmyślań poświęcił ojczyźnie. Już za swojego życia Walt Whitman stał się tak popularny, że za dochody ze swoich książek mógł kupić sobie dom w Camden koło New Jersey ( w owych czasach mało, który literat mógł się pochwalić taką popularnością). Zmarł w 1892 i jest pochowany na cmentarzu w Camden.
Wspomniałam już wspaniały film „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” Petera Weir’a, z Robinem Williamsem w roli głównej, tam swoją niewidzialną rolę odgrywa też Walt Whitman, zobaczcie film raz jeszcze! Kultowa strofa „Kapitanie, mój kapitanie...” to początek wiersza właśnie poety z New Jersey. Kolejny film – równie dobry - „Pamiętnik” główny bohater Noa czyta wiersze Whitmana na werandzie starego domu by wyleczyć swoją wadę wymowy, wada znika, ale radość z czytania poezji zostaje. Dla wielu pokoleń amerykanów Whitman jest klasykiem przez duże K.
Po polsku ukazały się: „400 wierszy” ( tł: Andrzej Szuba), Demokratyczne perspektywy ( tł: Bogumił Gacka), „ Dzieci Adama”, „Kim ostatecznie jestem” ( tł. Krzysztof Boczkowski), Liryki najpiękniejsze, „Pieśń o sobie” ( tł. Andrzej Szuba), „Słyszę śpiew Ameryki” ( tł. Andrzej szuba) i inne, o których nie wiem :)
A oto fragment jego twórczości, zachęcam gorąco do samodzielnych poszukiwań.
***
O kapitanie, mój kapitanie!! Nasza pełna lęku podróż dobiegła końca.
Okręt pokonał każdą nawałnicę, nagroda, na którą polowaliśmy, zdobyta,
Port już niedaleko, słyszę dzwony, ludzie wiwatują.
A oczy wiodą na kil, statek groźny i śmiały;
O serce! O serce! Serce!
O skrwawione kroplami czerwieni!
Tam gdzie na pokładzie Mój Kapitan leży
Zimny i martwy.
O kapitanie, mój kapitanie! Powstań i posłuchaj dzwonów;
Powstań – dla Ciebie wciągnięto flagę – dla Ciebie trąbka zagrała,
Dla Ciebie bukiety i ozdobne wieńce – dla Ciebie nabrzeże triumfujące,
Tobie wiwatuje ten rozkołysany tłum, ochocze twarze obracają się,
Słuchaj Kapitanie! Ukochany ojcze!
Moje ramię pod Twoją głową!
To ten sam sen, który śniłeś!
Ten właśnie sen z Twojego pokładu,
Na którym spocząłeś zimny i martwy.
Ale Mój Kapitan nie odpowiada, jego usta są blade i bezgłośne.
Mój ojciec nie czuje mojego ramienia, nie ma w nim życia i woli.
Okręt już zakotwiczył bezpiecznie i pewnie, podróż skończona i dokonana,
Z przerażającego rejsu zwycięski statek przybywa z nagrodą,
Wiwatuj tłumie i dzwony dzwońcie!
Lecz ja żałobnym krokiem
Przechadzał się będę po pokładzie,
Gdzie mój Kapitan leży zimny i martwy.

***


Głos deszczu

A kto ty jesteś? spytałem padającego cicho
przelotnego deszczu,
Który, rzecz dziwna, odpowiedział, co teraz tłumaczę:
Jestem Poematem Ziemi, odezwał się głos,
Nieustannie unoszę się niepochwytny z ziemi
i bezdennego morza
Ku niebu, skąd bezkształtny i całkiem zmieniony,
a jednak ten sam,
Zstępuję i zraszam spieczoną skorupę, szkielety i warstwy
pyłu na całym globie,
Beze mnie wszystko, co w nich ukryte i nie narodzone,
pozostałoby ziarnem;
I na zawsze już dniem i nocą wracam życie mojemu
własnemu źródłu, sprawiam, że jest czyste i piękne.
( Albowiem pieśń po swych narodzinach, po spełnieniu,
wędrując,
Sama z siebie i w swoim czasie wraca miłością.

***

My dwoje

Tak długo dawaliśmy się zwodzić, my dwoje.
Teraz przemienieni, bystro umykamy, jak umyka Przyroda.
My jesteśmy Przyrodą, długo nieobecni, teraz powracamy,
Stajemy się roślinami, łodygą, listowiem, korzeniami, korą,
Tkwimy w ziemi, jesteśmy skałą i skałą,
Jesteśmy dębem i dębem, rośniemy obok siebie,
Pasiemy się we dwoje pośród stad gotowych do biegu,
Jesteśmy dwie ryby pływające w morzu razem,
Jesteśmy czym jest kwiat akacji, nasz zapach w alejach rano i wieczorem,
Jesteśmy też ziarnisty brud zwierząt, jarzyn, minerałów,
Jesteśmy dwa drapieżne jastrzębie, szybujemy wysoko i patrzymy w dół,
Jesteśmy dwa jaśniejące słońca, to my na orbitach i między gwiazdami jak dwie komety,
W pogoni, szczerząc kły, czworonożni w lasach, skaczemy na zwierzynę,
Jesteśmy dwa obłoki rankiem i po południu nad głową,
Jesteśmy łączące się morza, dwie z tych wesołych fal, które kładą się jedna na drugiej
[i wzajemnie zwilżają siebie,
Jesteśmy śnieg, deszcz, chłód, mrok, jesteśmy każdy wytwór i oddziaływanie ziemi,
Krążyliśmy i krążyliśmy, aż znów powracamy do domu,
Została nam tylko wolność i tylko nasza radość.


Zuza Malinowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podsumowanie czytelnicze roku 2019

Zamknęłam rok 2019, przeczytałam w nim 63 książki wliczając tomy poetyckie. Wynik zadowalający choć nie wybitny.  Jest kilkanaście książ...