środa, 26 lipca 2017

Jerome Jerome


Jerome Jerome- urodzony 2 maja 1859 roku w miejscowości Walsali w Anglii. Dzieciństwo i młodość spędził w biedzie, imał się wielu zawodów, ale najlepiej wychodziło mu pisanie, miał cięty język i iście angielskie poczucie humoru, właśnie dzięki niemu razem z kilkorgiem przyjaciół założyli czasopismo "The Ilder" ( co znaczy Próżniak), z pismem tym współpracowali potem Mark Twain, Robert Louis Stevenson, Bert Herte. Jerome Jerome pisał dramaty, co było efektem jego wielkiej fascynacji teatrem która wyraziła się w tym także, że przez jakiś czas pracował jako aktor. Ojciec Jerome Jerome był świeckim kaznodzieją, zatem kwiecistą mowę i przywiązywanie wielkiej wagi do sztuki oratorskiej z pewnością odziedziczył w genach. Największą popularnością cieszyła się i nieustannie się cieszy książka "Trzech panów w łódce nie licząc psa"wydana po raz pierwszy w 1889 roku - zabawna opowieść o rekreacyjnej wyprawie po Tamizie trzech gentlemanów ( nie licząc psa!). Pierwotnie Jerome chciał napisać prawdziwy przewodnik turystyczny o wycieczce po Tamizie miedzy Kingston a Oxfordem, sam uwielbiał tam pływać łodzią w tej okolicy. Ale, że posiadał niepospolite poczucia humoru i poważny przewodnik w trakcie pisania przeistoczył się w arcy zabawną historyjkę. Postacie opisane w książce są jak najbardziej autentyczne, główny bohater J. To sam Jerome, jego przyjaciel George istniał naprawdę i wielokrotnie razem pływali na tej tracie, podobnie z trzecim panem z łódki Harrisem ( w rzeczywistości miał na imię Carl). Iście angielski spokój, ujmujący dystans do siebie i swoich towarzyszy charakteryzacje głównego bohatera, dla którego ta wycieczka ma być także rodzajem terapii na skołatane napadem hipochondrii nerwy. Nie wnikając w fabułę za mocno, cała ta wyprawa po rzece jest pełna perypetii, momentami przypominających Latający Cyrk Monte Pythona, choć może nie znajdziemy tutaj, aż takiej dozy absurdu, ale koneserzy angielskiego humoru będą zachwyceni.
Ta pozycja przeszła do klasyki literatury, jest znakomitym obrazem rozrywek dla panów w wiktoriańskich czasach, napisana ze swadą, pełna jest angielskiego humoru, autoironii i zabawnych zaskakujących sytuacji. To wprost idealna pozycja ( z klasyki) na wakacje. Pozwolę sobie przytoczyć kilka jej krótkich fragmentów, aby dać wam przedsmak tego co znajdziecie w tej lekturze. ( Nie zapomnijcie czytać ją z przymrożeniem oka, bo tak właśnie została napisana). Język nieco staroświecki ( książka ma już dobrze ponad sto lat!) moim zdaniem dodaje jej uroku i nie stanowi przeszkody w czytaniu.

"Pamiętam, jak któregoś dnia wybrałem się do Muzeum Brytyjskiego, aby dowiedzieć się czegoś na temat leczenia pewnej drobnej przypadłości. O ile sobie dobrze przypominam, chodziło o katar sienny. Wypożyczywszy książkę, przeczytałem co było do przeczytania, po czym bez większego namysłu przerzuciłem kartki i pogrążyłem się w lekturze kolejnych stron. Wyleciało mi z głowy, czego dotyczył pierwszy opis, zapewne chodziło o jakiś straszliwy dopust boży, lecz nim dotarłem do połowy "symptomów ostrzegawczych", spłynęła na mnie okropna świadomość, że doskonale znam je z doświadczenia.
Zdjęty trwogą zamarłem nad książką, po czym apatycznie jąłem znów przewracać kartki. Doszedłem do tyfusu: o nieba, miałem tyfus, i to zapewne od wielu miesięcy! Otworzyłem na stronie z opisem tańca świętego Wita: zgodnie z moimi obawami cierpiałem i na tę chorobę. Tknięty zaciekawieniem postanowiłem przeanalizować swój stan i przestudiowałem schorzenia w porządku alfabetycznym. Jak się okazało miałem artretyzm: faza krytyczna czeka mnie za jakieś dwa tygodnie. Następnie stwierdziłem z ulgą, że borelioza w moim przypadku odznacza się dość łagodnym przebiegiem i nie stanowi bezpośredniego zagrożenia życia. Cholera występowała z komplikacjami, z dyfterytem najprawdopodobniej przyszedłem na świat. (...) Wszedłem do czytelni jako okaz zdrowia. Wychodząc, byłem wrakiem człowieka."
Znakomite studium przeżyć hipochondryka, prawda? A co powiecie na następujące cytaty?
"Stale odnoszę wrażenie, iż robię więcej niż powinienem. Nie znaczy to, że mam wstręt do pracy-proszę dobrze mnie zrozumieć. Lubię pracować, a nawet palę się do roboty. Praca tak mnie urzeka, że mogę całymi godzinami siedzieć i patrzeć na nią."
Albo taki: "Ale nie ma róży bez kolców, jak powiedział jeden pan, kiedy zmarło się jego teściowej i dostał rachunek za pogrzeb".

Na zakończenie jako ciekawostkę dodam, ze Jerome Jerome w 1900 roku wydał kontynuacje „Trzech panów w łódce nie licząc psa”, było ich kilka: „Trzech panów na rowerach", "Trzech panów w Niemczech (tym razem bez psa)", "Włóczęga trzech panów" – żadna z nich jednak nie cieszyła się ta popularnością jak pierwsza część.
Książka "Trzech panów w łódce nie licząc psa" w rankingu najważniejszych książek wszech czasów ogłoszonym przez pismo "The Guardian" w 2003 roku zajęła 33 miejsce, co daje jej niewątpliwy status klasyki. Żeby powrócić do kryterium które przyjęliśmy – czyli klasyką jest to, co powraca w kulturze jako źródło inspiracji, w 1997 roku Connie Wilis napisała książkę fantastyczną inspirowaną powieścią Jerome " Nie licząc psa".
W Polsce książka była wydawana kilka razy ( wydawnictwo Iskry, wydawnictwo Zysk i spółka), z powodzeniem tłumaczyli Jerome Jerome Kazimierz Piotrowski ( jestem osobiście przywiązana do tego tłumaczenia) i Tomasz Biedroń.
Na zdjęciach autor i większość polskich okładek tego dzieła ( ale nie wszystkie- było ich naprawdę dużo).

Zuza Malinowska



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podsumowanie czytelnicze roku 2019

Zamknęłam rok 2019, przeczytałam w nim 63 książki wliczając tomy poetyckie. Wynik zadowalający choć nie wybitny.  Jest kilkanaście książ...